Tyche Quotes

We've searched our database for all the quotes and captions related to Tyche. Here they are! All 100 of them:

Aspasia had herself fallen into very good fortune. So good that at the age of twenty years, she’d probably used up the whole life’s portion of good luck that Tyche had allotted her. To make good fortune last—for herself and the child in her womb—would be up to her.
Yvonne Korshak (Pericles and Aspasia: A Story of Ancient Greece)
Przecież dlatego kobiety wszędzie są niewolnicami, że lgną do tych, którzy je lekceważą.
Bolesław Prus (The Doll (Central European Classics))
Często najbardziej kochamy tych ludzi, te sprawy i te rzeczy, od których bieg życia każe nam odchodzić - nieraz na zawsze.
Marek Hłasko (Opowiadania)
Jestem prostym, wesołym chłopcem. Dobrze się napić, dobrze się naćpać i dobrze podymać – czyż świat może zaoferować coś więcej niż tylko zajebistą scenografię do tych trzech rzeczy?
Jacek Piekara
Ludzie, którzy coś powtarzają dwa razy, to głupcy mający za głupców tych, którzy ich słuchają
Denis Diderot (Jacques the Fatalist)
Hrabia de G., typowy bohater Dalego, zwykł mawiać:bale organizuje się dla tych, których się nie zaprasza. (...) Jajko na talerzu bez talerza na balu bez Dalego - to Dali.
Salvador Dalí (Diary of a Genius)
To jedna z tych chwil, kiedy barwy się rozpadają, a życie szarzeje w bezsilnych dłoniach. Mistyczny odpływ. Bezdźwięczna cezura między oddechami. Ukąszenie czasu, który powoli pożera serce.
Erich Maria Remarque (Arch of Triumph: A Novel of a Man Without a Country)
Dzieje kultury wykazują, ze głupota jest siostrą bliźniaczą rozumu, ona rośnie najbujniej nie na glebie dziewiczej ignorancji , lecz na gruncie uprawnym siódmym potem doktorów i profesorów. Wielkie absurdy nie są wymyślane przez tych, których rozum krząta się wokół spraw codziennych. Nic dziwnego zatem, że właśnie najintensywniejsi myśliciele bywali producentami największego głupstwa. / The history of culture shows that foolishness is a twin sister of wisdom. It does not flourish on the fields of pure ignorance but on the fields tirelessly plowed by doctors and professors. Great absurdities do not flourish where one is busy with everyday life. No wonder that sometimes most vigorous thinkers come up with utmost stupidities. (Dziennik 1956, XIX, Thursday)
Witold Gombrowicz
Biel często kojarzy się z ostatecznością, z kresem, ze śmiercią. W tych kulturach, w których ludzie żyją lękiem przed śmiercią żałobnicy ubierają się na czarno, żeby odstraszyć od siebie śmierć, izolować ją, ograniczyć do zmarłego. Tam jednak, gdzie śmierć jest uważana za inną formę, inną postać istnienia, żałobnicy ubierają się na biało i na biało ubierają zmarłego: biel jest tu kolorem akceptacji, zgody, przystania na los.
Ryszard Kapuściński (Imperium)
Zaliczał się do tych facetów, którzy sądzą, że wyjdą na mięczaka, jeśli podczas podawania ręki nie zmiażdżą Ci wszystkich palców. O rany, jak ja tego nie cierpię
J.D. Salinger
Nauczylem sie, ze gdy idzie o realizacje slusznych celow nalezy odsunac na bok roznice, bo moze sie zdarzyc, ze nieustanna dyskusja o tych roznicach przesloni w koncu sam cel.
Władysław Bartoszewski
– Fałszywa skromność rzadko bywa zaletą, zwłaszcza wśród tych, którzy kierują innymi.
Christopher Paolini (Inheritance (The Inheritance Cycle, #4))
Anioły przychodzą po to, byśmy mogli uciec z tych piekieł i uwolnić się od naszych wyjących demonów. Anioły przychodzą powiedzieć nam, że jesteśmy wolni, że nie powinniśmy żyć w strachu i nienawiści
Sophy Burnham
Jakiś dystyngowany lęk, że swymi pytaniami sprowokował zbyt wielką poufałość i dowie się czegoś, co go nic nie obchodzi, krzyżowała się w nim z już rozbudzoną ciekawością i uwagą, z pragnieniem, by się z tych ust dowiedzieć czegoś więcej.
Thomas Mann (Joseph and His Brothers)
Dotknij mnie - pod palcami poczujesz rzep uschły, wilgoć wieczoru lub poranku, tętno kamieniołomu miasta, oddech stepowej pustki, tych, którzy już nie żyją, lecz których pamiętam. Dotknij mnie - a poczujesz pod czubkami palców wszystko to, co istnieje poza mną, beze mnie, co nie wierzy mnie, mojej twarzy, memu paltu, wpisując nas w swój bilans zawsze po stronie ujemnej.
Joseph Brodsky
[...] należała jednak do tych kobiet, które łączą w sobie zdrową urodę z histeryczną łzawliwością, wybuchy liryczne z bardzo praktycznym, banalnym myśleniem, podły charakter z sentymentalizmem, ospałą bierność z trzeźwą umiejętnością wysyłania bliźnich na poszukiwanie wiatru w polu.
Vladimir Nabokov (Pnin)
Nie tęsknię za dzieciństwem, ale brakuje mi radości czerpanej z drobiazgów, nawet wtedy, gdy wokół wszystko się wali. Nie potrafiłem zapanować nad światem, w którym żyłem, nie mogłem odejść od rzeczy, ludzi ani chwil, które mnie raniły, lecz znajdowałem radość w tych niosących szczęście.
Neil Gaiman (The Ocean at the End of the Lane)
Nie może być dla kobiety większej udręki niż mężczyzna, który jest tak dobry, tak wierny, tak kochający, tak niepowtarzalny i który nie oczekuje żadnych przyrzeczeń. Po prostu jest i daje jej pewność, że będzie na wieczność. Boisz się tylko, że ta wieczność – bez tych wszystkich standardowych obietnic – będzie krótka.
Janusz Leon Wiśniewski (S@motność w Sieci (S@motność w Sieci, #1))
Brakuje mi słowa. Chodzi o odwrotność świętości. - Profanum? - odparł Cień. - Nie. Chodzi mi o miejsca mniej święte niż każde inne. O ujemnej świętości. Miejsca, w których nie da się postawić żadnej świątyni, których ludzie unikają, a jeśli już je odwiedzą, znikają jak najszybciej mogą. Jedynie bogowie mogą stąpać po tych miejscach, jeśli oczywiście ktoś ich do tego zmusi. - Nie wiem - rzekł Cień. - Nie sądzę, by istniało takie słowo. - Cała Ameryka jest trochę taka - wyjaśnił Czernobog. - To dlatego nie jesteśmy tu mile widziani. Ale środek... on jest najgorszy. Zupełnie jak pole minowe. Wszyscy stąpamy tam zbyt ostrożnie, by odważyć się naruszyć rozejm.
Neil Gaiman (American Gods (American Gods, #1))
– Może to być – przytaknął zbójca. – Dziwna jest w ludziach chęć, żeby za tymi, co od nich wyżej siedzą, jako owce durne leźć i to samo czynić. Dość, by się jakie co bardziej bzdurne szatki na książęcym dworze pojawiły, a nie minie miesiąc, w każdym zadupiu je widać. Ot, jedzie człek lasem i drwala widzi. Chłop jak byk, z siekierą, spocony, nieochędogi, ale na zadku co ma? Ano, rajtuzy pstrokate, iście jako dworscy sodomici! – splunął. -A na nogach? Toż nie łapcie z łyka, jako drzewiej bywało, ale trzewiki z zakręconymi noskami. Ledwo w tych trzewikach po krzakach leźć może, sam sobie fikuśne noski nieraz przydepcze i na pysk się przewróci, ale on ninie pan! Żadnego porządku, żadnego uważania...
Anna Brzezińska (Żmijowa harfa (Saga o zbóju Twardokęsku, #2))
She was so close, and yet beyond his reach, as she had always been.
Nicola Tyche (Shadow Queen (Crowns, #2))
Formułowanie przewidywań jest bardzo trudne. Zwłaszcza tych dotyczących przyszłości".
Anonymous
Ideolog na czworakach kieruje swoje deklaracje wreszcie do właściwej części ciała tych, których próbuje przekonać.
Roland Topor
Zawsze szanowałem tych, którzy przebywają obok rzeczywistości, biorąc sobie z niej to, czego potrzebują, zawsze tyle, ile chcą.
Jakub Żulczyk (Ślepnąc od świateł (Ślepnąc od świateł, #1))
1. Byłem przekonany, że pracuję dla tych dobrych, więc sam z pewnością jestem dobry
Edward Snowden (Permanent Record)
1. jednej z tych fundamentalnych, która dotyczy rozwoju technologicznego: jeśli coś da się zrobić, to najprawdopodobniej ktoś to zrobi albo już zrobił.
Edward Snowden (Permanent Record)
1. niesprawiedliwość – zrównywanie tych, którzy sprzedali państwowe tajemnice wrogom, z tymi, którzy ujawnili je dziennikarzom.
Edward Snowden (Permanent Record)
Budowanie charakteru nie polega na wymyślaniu się na nowo, a na dokładaniu do tego, co już masz. Do tych elementów, które są trwałe i mocne. Do tego, co kochasz.
David Levithan (Mind the Gap, Dash & Lily (Dash & Lily, #3))
Żaden dzień się nie powtórzy, nie ma dwóch podobnych nocy, dwóch tych samych pocałunków, dwóch jednakich spojrzeń w oczy.
Wisława Szymborska (Nothing Twice: Selected Poems / Nic dwa razy: Wybór wierszy)
Inni nie przeżyli niczego podobnego, choć wysłuchali tych samych opowieści
Novalis
Jakże często przyjaźń i koleżeństwo sprzeciwiają się logice, jak często omijają tych, którzy na nie zasługują, jak często czepiają się dziwaków, ludzi złych, specyficznych, złamanych
Hanya Yanagihara (A Little Life)
Jest coś okrutnego w tych splotach okoliczności, które nazywamy krajami i które – jak się nam wmawia – są czymś nam bliskim, co powinniśmy kochać całą duszą i chronić, nawet za cenę życia.
Martín Caparrós (El hambre)
A ty zabijałeś ludzi"?.-"Raz musiałem dobijać. Ale zazwyczaj zajmowałem się wywiadem, pisałem raporty".-"A co czułeś, jak strzelałeś do tych ludzi?". Odpowiedziałem bez wachania: "To samo, co czułem, patrząc, jak inni strzelają. Gdy istnieje taka konieczność, staje się nieważne, kto to robi. Poza tym uważam, że patrząć, ponoszę taką samą odpowiedzialność jak ci, co strzelają".
Jonathan Littell (The Kindly Ones)
Mówią, że są na świecie niezliczeni święci, którzy nie mają nic wspólnego z kościołem i niemal nie zdają sobie sprawy z istnienia Boga. Ale podobno Bóg chodzi wśród tych ludzi bez ich wiedzy.
Markus Zusak (I Am the Messenger)
Powiedziałeś: "Pojadę do innej ziemi, nad morze inne. Jakieś inne znajdzie się miasto, jakieś lepsze miejsce. Tu już wydany jest wyrok na wszystkie moje dążenia i pogrzebane leży, jak w grobie, moje serce. Niechby się umysł wreszcie podźwignął z odrętwienia. Tu, cokolwiek wzrokiem ogarnę, ruiny mego życia czarne widzę, gdziem tyle lat przeżył, stracił, roztrwonił". Nowych nie znajdziesz krain ani innego morza. To miasto pójdzie za tobą. Zawsze w tych samych dzielnicach będziesz krążył. W tych samych domach włosy ci posiwieją. Zawsze trafisz do tego miasta. Będziesz chodził po tych samych ulicach. Nie ma dla ciebie okrętu - nie ufaj próżnym nadziejom - nie ma drogi w inną stronę. Jakeś swoje życie roztrwonił w tym ciasnym kącie, tak je w całym świecie roztrwoniłeś.
Constantinos P. Cavafy
-Za co pan nas tak nie lubi? -Ja wszystkich nie lubię. Albo, jeśli chcesz, wszystkich lubię. Nawet tych biednych sekretarzy, waszego i naszego, którzy w tej chwili być może całują się bez ochoty w usta.
Tadeusz Konwicki (A Minor Apocalypse)
,,Magia kogoś nowo poznanego zawsze trwa za krótko. Chcemy tylko tych, których nie możemy mieć. Jedynie co, których straciliśmy albo niewiedzący o naszym istnieniu, odciskają się na naszym życiu. Inni są tylko echem.
André Aciman (Call Me By Your Name / Find Me (Call Me By Your Name #1-2))
Gdyby umiejętność korzystania z doświadczeń i wyciągania wniosków decydowały, dawno już zaponielibyśmy, czym jest wojna. Ale tych, którzy do wojny dążą, nigdy nie powstrzymywały i nie powstrzymają doświadczenia ani analogie.
Andrzej Sapkowski (Blood of Elves (The Witcher, #1))
Uważam, że analiza jest właściwie sprawą uboczną. Wspaniale na to odpowiadają wielcy profesjonaliści, wielcy twórcy. Zapytano malarza: "Jak pan uzyskuje taką głębię w swoich błękitach?". "No, wyciskam tubę na paletę i rozrabiam ją". A Chagall, odpowiadając na pytanie: "Proszę pana, dlaczego pańskie krowy latają?", odpowiedział: "Nie wiem". Jest to wielka lekcja dla tych wszystkich, którzy nie potrafią się wyzwolić od analitycznego odbioru sztuki [...].
Witold Lutosławski (Postscriptum (Polish Edition))
Odrzuciwszy więc wszystko precz, tych kilku tylko prawd się trzymaj. I o tym pamiętaj, że każdy żyje tylko tą oto teraźniejszością, chwilką. Wszystko zaś inne albo przeżył, albo niepewne. Maluczkie jest więc to, co każdy przeżywa, maluczki kącik ziemi, gdzie żyje, króciuchne, chociażby najdłużej trwające, wspomnienie pośmiertne, a i ono żyje koleją człowieczków, którzy wnet umrą, a nic nie wiedzą sami o sobie, a cóż dopiero o tych, którzy dawno zmarli.
Marek Aureliusz (Rozmyślania (I-XII))
Światu grozą trzy plagi, trzy zarazy. Pierwsza - to plaga nacjonalizmu. Druga - to plaga rasizmu. Trzecia - to plaga religijnego fundamentalizmu. Te trzy plagi mają te samą cechę, wspólny mianownik - jest nim agresywna, wszechwładna, totalna irracjonalność. Do umysłu porażonego jedną z tych plag nie sposób dotrzeć. W takiej głowie pali się święty stos, który tylko czeka na ofiary. Wszelka próba spokojnej rozmowy będzie mijać się z celem. Nie o rozmowę mu chodzi, tylko o deklaracje. Żebyś mu przytaknął, przyznał rację, podpisał akces. Inaczej w jego oczach nie masz znaczenia, nie istniejesz, ponieważ liczysz się tylko jako narzędzie, jako instrument, jako oręż. Nie ma ludzi - jest sprawa.
Ryszard Kapuściński
- Pieprzyłaś się z nim, tak? - Musisz być taka wulgarna? - Oj, zapomniałam, że ty podczas stosunku zawsze słyszysz dźwięki kwartetu skrzypcowego w tle. Nie chciałabym zagłuszyć skrzypiec, ale lepiej żebyś zbudziła się z tych marzeń.
Alastair MacNeill (Double-blind)
Nie ma piękniejszej pracy społecznej niż wychować dziecko na porządnego człowieka, mówiła mama, kategorycznie odmawiając rzucenia tych garów i dzieciaków i zajęcia się pracą zawodową [...] Wychować je, powiedziała, na ludzi szlachetnych i mądrych to o wiele trudniejsze niż pisać w biurze sprawozdania. Koleżanka, która właśnie, pisząc w biurze sprawozdania, realizowała swoje ambicje, obraziła się i znikła z maminego życia. A mama wróciła do szorowania wanny i garnków.
Małgorzata Musierowicz (Kwiat kalafiora (Jeżycjada, #3))
W naszych rozważaniach wyszliśmy od podstawowego fenomenologicznego faktu, a mianowicie tego, iż człowiek jest bytem świadomym i odpowiedzialnym, a jego ukoronowaniem jest synteza obu tych cech, to jest świadomość własnej odpowiedzialności.
Viktor E. Frankl
Benjamin Frankiln twierdził, że najlepszą definicją szaleństwa jest robienie w kółko tego samego i spodziewania się innych rezultatów. Ale mi się wydaje, że szleństwo to powtarzanie w kółko tego samego i spodziewanie się tych samych rezultatów.
Zuzanna Głowacka (Manhattan pod wodą)
Wszyscy jesteśmy w tym czy innym momencie naszego życia więźniami, względem siebie lub względem wymagań tych, którzy nas otaczają. Jest to brzemię, którego wszyscy doświadczają, którym wszyscy pogardzają i przed którym niewielu nauczyło się uciekać.
R.A. Salvatore (Exile (Forgotten Realms: The Dark Elf Trilogy, #2; Legend of Drizzt, #2))
Przede wszystkim zerwijcie raz na zawsze z tym słowem: sztuka, a także z tym drugim: artysta. Przestańcie nurzać się w tych słowach, które powtarzacie z nieskończoną monotonią. Czyż nie jest tak, że każdy jest po trosze artystą? Nie jestże prawdą, że ludzkość tworzy sztukę nie tylko na papierze lub na płótnie, ale w każdym momencie życia codziennego - i gdy dziewczę wpina kwiat we włosy, gdy w rozmowie wypsnie się wam żarcik, gdy roztapiamy się w zmierzchowej gamie światłocienia, czymże to wszystko jest, jeśli nie praktykowaniem sztuki?
Witold Gombrowicz (Ferdydurke)
Wszyscy mamy swoje granice. Granice intymności, godności, wytrzymałości. Albo świętego spokoju. I tych granic nie nikomu nie można przekraczać, ani dzieciom, ani dorosłym. A nawet w szczególności dorosłym... Bo oni wiedzą, że dzieci nie potrafią tych granic przed nimi bronić.
Marta Kisiel (Małe Licho i babskie sprawki)
Nie tęsknij, starze, prosiemy młodzi, Tęsknota sercu i myślom szkodzi; W tym sercu dla nas żyją przykłady, Dla nas w tych myślach jest skarbiec rady. Stary dąb zrzuca powiewne szaty, O cień go proszą trawy i kwiaty: «Nie znam was, dzieci nowego rodu, Czyliście warte cienia i chłodu, Nie takie rosły dawnymi laty Pod mą zasłoną trawy i kwiaty». Przestań narzekać, niesłuszny w gniewie, Jak było dawniej, nikt o tym nie wie. Uwiędną jedni, powschodzą inni, Chociaż mniej piękni, cóż temu winni? Strzeż naszej barwy, ciesz się z okrasy, A z nas dawniejsze wspominaj czasy.
Adam Mickiewicz (Dziady)
Że jutro też jest dzień, to może brzmieć pocieszająco dla głupków. Dla zwolenników zdrowej żywności, ale nie dla ludzi poważnych. Dla tych, co palą, piją i czuwają po nocach. Czuwają wbrew ogólnemu przekonaniu, że nie ma na co czekać. Bo może i nie ma. Ale nie jest to powód, by nie czuwać…
Andrzej Stasiuk (White Raven)
Wymarzone, ukochane głosy tych, co umarli, albo tych, co dla nas tak są straceni, jak umarli. Czasem do nas przemawiają w snach czasem je w zadumaniu słyszy umysł. A z ich brzmieniem powraca na chwilę dźwięki najpierwszej naszego życia poezji, jak muzyka, która nocą, gdzieś w dali, dogasa.
Constantinos P. Cavafy
- Jedźmy do jakiejś restauracji z porządnym jedzeniem. - Każde jedzenie jest porządne. Mikael zerknął na nią. - Myślałem, że jest pani jedną z tych fanatyczek zdrowej żywności. - Nie, jestem fanatyczką treningów. Kiedy się uprawia sport, można jeść, co się chce. W granicach rozsądku, oczywiście.
Stieg Larsson (Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet / Dziewczyna, która igrała z ogniem / Zamek z piasku, który runął (Millennium, #1-3))
Tak się składa, że istnieje kilka wypowiedzi, rzekomo autorstwa samego proroka Mahometa, które trudno jest pogodzić z nauką islamu. Uczeni biegli w Koranie usiłowali dokonać kwadratury koła, sugerując, że w tych przypadkach Prorok przypadkowo zapisał słowa dyktowane mu przez Szatana, nie przez Boga.
Anonymous
Nie­wie­lu jest po­śród nas ta­kich, któ­rzy otrzą­sa­li się o świ­cie czy to po jed­nej z tych bez­sen­nych nocy, kiedy nie­omal ma­rzy­my o śmier­ci, czy też po nocy peł­nej hor­ro­rów i upior­nych ra­do­ści, kiedy przez kom­na­ty umy­słu prze­cią­ga­ły zjawy strasz­liw­sze niż sama rze­czy­wi­stość.
Oscar Wilde (The Picture of Dorian Gray)
Lecz tyle tysięcy dni był pod śledztwa probą, Tyle tysięcy nocy rozmawiał sam z sobą, Tyle lat go badały mękami tyrany, Tyle lat otaczały słuch mające ściany; A całą jego było obroną – milczenie, A całym jego były towarzystwem – cienie; Że już się nie udało wesołemu miastu Zgładzić w miesiąc naukę tych lat kilkunastu. Słońce zda mu się szpiegiem, dzień donosicielem, Domowi jego strażą, gość nieprzyjacielem. Jeśli do jego domu przyjdzie ktoś nawiedzić, Na klamki trzask on myśli zaraz: idą śledzić; Odwraca się i głowę na ręku opiera, Zdaje się, że przytomność, moc umysłu zbiera: Ścina usta, by słowa same nie wypadły, Oczy spuszcza, by szpiegi z oczu co nie zgadły. Pytany, myśląc zawsze, że jest w swym więzieniu, Ucieka w głąb pokoju i tam pada w cieniu, Krzycząc zawsze dwa słowa: «Nic nie wiem, nie powiem!» I te dwa słowa – jego stały się przysłowiem; I długo przed nim płacze na kolanach żona I dziecko, nim on bojaźń i wstręt swój pokona.
Adam Mickiewicz (Dziady)
Umysł człowieka i słonia kształtował się, gdy poruszaliśmy się po takim samym krajobrazie, radząc sobie z tymi samymi wyzwaniami, mierząc długość dni w oparciu o wysokość tego samego słońca, a nocami nasłuchując odgłosów tych samych niebezpieczeństw. Jesteśmy zsynchronizowani, bo zasadniczo mamy podobne pochodzenie.
Carl Safina (Beyond Words: What Animals Think and Feel)
To jest dzika ziemia, kraj, który sam wybrałem, W nim szorstka, skalna góra, wielkie wrzosowisko. Rzadko na pustych polach tych głos jakiś słychać, Chyba głos zimnej wody, co gdzieniegdzie płynie Przez skały i wrzos wiotki rosnący w pustkowiu. Mysz tędy przebiegnie ni ptak nie przeleci, Bojąc się myszołowa, co po niebie płynie. Szybuje tam i krąży, kołysząc skrzydłami, Królestwo swe szerokie bystrym mierzy okiem, Łowi drżenie niewielkich ukrytych żyjątek, Rozdziera na kawałki i zrzuca je z nieba; Tkliwości i litości serce nie dopuszcza, Tam gdzie woda i skała tylko są pokarmem - Życie niełatwe, strachu jest pełne i wstrząsów. Czas nigdy nie wędrował do tego odludzia, Wrzos i czarne bażyny kwitną po terminie, Skały sterczą, strumyki spływają śpiewając, O to, czy pora wczesna, czy późna, nie dbają; Niebo płynie nad głową, błękitne lub szare; Zimę poznałbyś po tym, że śniegiem zacina, Gdyby nie to, że czerwiec jej zbroi się ima. Jednak to moja ziemia, najbardziej ją kocham, Pierwszy kraj, jaki powstał z Potopu, Chaosu; Nie ma w nim żadnych dolin miłych dla popasu, Nie ma podkutych koni, krwią nie był kupiony. Kraj odwieczny - pagórki są w nim fortecami Dla półbogów, gdy kroczą po ziemi, strach siejąc Wśród tłumu tłustych mieszczan w odległych dolinach.
Robert Graves
Nie rozumiesz. Każda religia, która nakazuje wyznawcom kochać odległego, zapewne wymyślonego boga bardziej od tych, których powinni kochać, rodziny, przyjaciół, a przede wszystkim dzieci, jest okrutna i nieludzka. Więc jak widzisz, nie sądzę, żebym należał do ludzi, których można nawrócić na wiarę w waszego ukrzyżowanego boga.
Harry Sidebottom (King of Kings (Warrior of Rome, #2))
Była cisza tak głęboka, że słyszało się ciche, drżące dzwonienie świerszcza polnego. Człowiek mógł liczyć bicie swego serca i uczuwać szelest krwi biegnącej w żyłach. Przychodziły myśli dziwne, natchnione, jakby nie myśli człowieka, tylko jej, tej zaklętej, zaczarowanej polany. Widziało się, że ten skrawek leśnej łąki jeden jedyny jest na świecie, że człowiek po to żyje, aby weń zatopił ducha swego i marzył. Żeby marzył o tych rzeczach, które leżą w głębi, w ciemności, w zamknięciu, które nie przemijają, nie giną, które są proste, naiwne i bezczelne jak ta polanka. Żeby dozwalał z serca swego płynąć wszystkiemu, co w nim jest, wszelkiej świętości i brzydocie.
Stefan Żeromski (Ludzie bezdomni)
Zawsze szuka ratunku ten, komu świat runął i potrzebna jest pomoc, bo pogubił nogi, a w dodatku nie widzi śniegu. Północ. Północ. Wszystko to prowokuje do tego stwierdzenia, które nocą z podwójną ostrością się jawi: jedni się nie spalają w tych samych płomieniach, które z innych tymczasem mogą pozostawić połowę ich postaci zaledwie (...)
Joseph Brodsky
Jakie to przygnębiające, jakież to obelżywe, że wszystko się sprowadza do tych kilku pytań z monologu Hamleta. Minęły wieki, upadły cywilizacje, odeszło w nicość tyle pokoleń, a nic się nie zmieniło, a tak mało się zmieniło i nam ta przeklęta opatrzność odbiera złudną satysfakcję pierwszeństwa, pozbawia autorstwa, czyni nas wiecznymi plagiatorami.
Tadeusz Konwicki (A Minor Apocalypse)
Nie należy wyprowadzać z błędu tych, którzy cię nie doceniają. Ci, co nie dostrzegają twojej prawdziwej wartości, obnażają tym samym własne wrażliwe punkty – ziejące dziury w postrzeganiu świata, które powinny pozostać niezasklepione, jeśli chcesz przez nie później przegalopować na grzbiecie płonącego konia, by swym mieczem sprawiedliwości przywrócić prawdę.
Edward Snowden (Permanent Record)
Sleep now, love, and wait for me For in time, it will come to pass That I will follow after, wrapped in rest beneath the earth—” “Together, my darling, at last,
Nicola Tyche (Shadow Queen (Crowns, #2))
ZBYSZKO To nie na złość… Ja chciałem raz zetrzeć w proch to podłe, to czarne, co tu jest duszą złych czynów w tych ścianach. Chciałem raz wziąć się za bary z tym czymś nieuchwytnym i… JULIASIEWICZOWA I wziąłeś się za bary — szamotałeś — pokazałeś kły, a teraz musisz ulec. ZBYSZKO Nie muszę… nie ulegnę… JULIASIEWICZOWA Masz siły do takiej ciągłej walki? ZBYSZKO milczy.
Gabriela Zapolska (Moralność pani Dulskiej)
Dwustu lat (1616-1835) potrzebowali katoliccy teolodzy, aby uznać udowodnioną tezę Kopernika o tym, że Ziemia krąży wokół Słońca. Za to nieudowodnionemu twierdzeniu o bezpłodnych dniach kobiety przyklasnęli pośpiesznie, pięćdziesiąt lat wcześniej, zanim okazało się, że dni bezpłodne wprawdzie istnieją, ale znacząco różnią się od tych wskazanych przez Poucheta i Lecomte'a, i że fatalną pomyłką było biologiczne porównanie kobiety z suczką.
Jürgen Thorwald (Ginekolodzy)
Przerażam się, stop!, dalej nie trzeba snuć myśli. Ta droga wiedzie w otchłań. Jeszcze nie stosowna pora. Nie chciałbym jednak zgubić tej myśli, pragne ją zachować, rozwijać ją, gdy wojna się skończy. Serce bije mi gwałtownie: a więc to jest celem, wielkim celem, o jakim marzyłem w okopach, jakiego szukałem, aby móc istnieć po tej katastrofie wszelkiego człowieczeństwa, więc to właśnie jest zadaniem późniejszego życia, godnym tych kilku lat grozy?
Erich Maria Remarque (All Quiet on the Western Front)
Przerażam się, stop!, dalej nie trzeba snuć myśli. Ta droga wiedzie w otchłań. Jeszcze nie stosowna pora. Nie chciałbym jednak zgubić tej myśli, pragnę ją zachować, rozwijać ją, gdy wojna się skończy. Serce bije mi gwałtownie: a więc to jest celem, wielkim celem, o jakim marzyłem w okopach, jakiego szukałem, aby móc istnieć po tej katastrofie wszelkiego człowieczeństwa, więc to właśnie jest zadaniem późniejszego życia, godnym tych kilku lat grozy?
Erich Maria Remarque (All Quiet on the Western Front)
Panie, wiem, że jesteś zajęty, że nie masz czasu, że dziś odwiedzasz piekło, ale uważam, że powinieneś rozpędzić mój naród na cztery wiatry. Powinieneś przepędzić go od siebie jak tych przekupniów ze świątyni. Na jakąś pustynię ich wygnać, żeby się tułali jak Żydzi. Żeby im się nie wydawało, że mają do Ciebie jakiś grupowy dostęp, że im będziesz zbiorowo rozpatrywał i liczył im te wszystkie plemienne zasługi, które sobie wyobrażają, zapisują i potem w nie wierzą. Że to są zasługi przed Tobą. Panie, ja bym ich na Twoim miejscu rozgonił po całym świecie jak naród Izraela i dopiero by się okazało, ile są warci. Jakby nie mieli tego swojego Mazowsza, Kieleckiego, Grunwaldu, tych wszystkich listopadów, styczniów i wrześniów dymiących spalonym mięsem, toby się okazało. Jakby nic nie mieli. Jakby nie mieli żadnego Ruska, Niemca ani Żyda na usprawiedliwienie, ani tego swojego papieża nie mieli na pogański kult, tylko na sto kilometrów piasek, toby było wiadomo, czy oni wierzą, czy tylko robią narodowy interes. Piasek i wieczność. Tak bym zrobił. W kosmos. I Częstochowę na ich oczach bym im rozpirzył jak Jerycho, jak stragany jerozolimskich gołębiarzy. Żeby, gdy już popędzisz kota temu mojemu narodowi wybranemu, mogli przyjść do Ciebie niewidomi i chromi i żeby nie musieli z tych wiejskich poczt z żółtą trąbką wysyłać czerwonych przekazów z ostatnim groszem dla zbójeckich jaskiń w eterze. Tak sobie myślę już za Dubienką, gdy przecinam dwunastkę, która po tamtej stronie granicy zamienia się w M07 i ciągnie aż do Kijowa.
Andrzej Stasiuk (Wschód)
Zszedłem, podając ci ramię, co najmniej z miliona schodów i teraz, kiedy cię nie ma, jest pusto na każdym stopniu. I w ten sposób krótka była nasza wspólna podróż. Moja trwa nadal, choć już nie potrzebuję połączeń i rezerwacji, pułapek, które szydzą z tych, co uważają, że rzeczywistość jest tym, co się widzi. Zszedłem z miliona schodów, podając ci ramię nie dlatego, że czworgiem oczu więcej można zobaczyć. Schodziłem z tobą, bo przecież wiedziałem, że prawdziwe źrenice, choć takie zaćmione, z nas dwojga miałaś ty.
Eugenio Montale
DORYDY chórem, przepływając przed Nereuszem, wszystkie na delfinach Cieniów nie szczędź nam i blasków! Luno, na tę młodość świeć! Bowiem miłych naszych gaszków * Z prośbą ojcu śpieszym nieść. do Nereusza Sameśmy tych chłopców miłych Wybawiły z paszczy mórz I ogrzawszy utuliły W cieple mchem moszczonych łóż. Żarem żądzy swej młodzieńczej Każdy z nich się nam wywdzięczy, Więc łaskawie na nich spójrz. (...) MŁODZIEŃCY Już tylko chciejcie tak nadal dbać O nas, młodziutkich żeglarzy! Rodzona o nas nie dbała tak mać, 0 niczym lepszym nie marzym.
Johann Wolfgang von Goethe
- To przecież naturalne - powiada - że każdy się przyjaźnie odnosi do tych, których uważa za porządnych ludzi, a których ma za łotrów,tych nienawidzi. - A czy ludzie co do tego się nie mylą i czy nie biorą za ludzi porządnych takich, którzy nimi nie są, a nieraz i wprost na odwrót? - Mylą się. -A więc dla takich ludzie dobrzy bywają wrogami, a ludzie źli sa ich przyjaciółmi. - No tak. - A więc dla nich wtedy czymś sprawiedliwym będzie ludziom złym pomagać, a ludziom dobrym szkodzić? - Okazuje się. - Ależ dobrzy to są ludzie sprawiedliwi; tacy, co to nikogo nie krzywdzą.
Platón (The Republic)
B[ucur] T[incu], przyjaciel z dzieciństwa, pisze mi, ze czuje gorycz, bo nie mógł się "zrealizować". Takie rozgoryczenie jest nieuzasadnione. Każdy realizuje się na własny sposób. Ci zaś, którzy myślą, że pozostali gdzieś poniżej własnych możliwości, są w błędzie. Niech tylko spojrzą na tych, którym się udało, którzy dali z siebie wszystko, którzy - dzięki zasługom czy szczęściu - stali się znani: to wraki, strzępy, ludzie przegrani (...) Nic mi oni nie mają do powiedzenia, nudzę się przy nich; za to jakież wrażenie bogactwa w zetknięciu z tamtymi! Uciekajcie od wszystkich, którzy mają za sobą dzieło! (...) Jedyne, co robi mi naprawdę dobrze, to praca fizyczna. Nic innego nie potrafi mnie uszczęśliwić, bo nic innego tak przyjemnie ie zawiesza wiru pytań bez odpowiedzi. Doskwiera mi chroniczne roztargnienie. Dłuższa koncentracja męczy mnie i nudzi. Na szczęście jestem obsesjonatem, a obsesja zmusza nas do koncentracji, jest koncentracją automatyczną. "Zrobiliście błąd, stawiając na mnie!" - mamy w chwilach przygnębienia ochotę powiedzieć tym, którzy oczekują od nas Bóg wie jakich cudów. Zostać poniżej tego co można by zrobić, co powinno się zrobić... trudno o konstatację bardziej gorzką.
Emil M. Cioran (Zeszyty 1957 - 1972)
Jeśli rzeczywiście to bogowie sterują dobrymi i złymi czasami, krótkim życiem ludzkim i jego końcem, trzeba się postarać, aby samemu zostać bogiem. To łatwiejsze, niż mogłoby się wydawać. Większości ludzi w osiągnięciu statusu boga przeszkadzają ich własne przesądy, a także to, że stłamszeni lękiem, wierzą w istnienie moralności, zestawu zesłanych z nieba zasad dotyczących wszystkich. Ale te reguły zostały ułożone właśnie przez tych, którzy wmawiają innym, że są bogami, i w dziwny sposób służą one akurat tym właśnie bogom. No cóż. I dobrze, nie wszyscy mogą być bogami, poza tym każdy bóg potrzebuje wiernych wyznawców.
Jo Nesbø (Macbeth)
Uśmiechnij się do mnie, przyjacielu, podnieś ku mnie twarz swoim dawnym gestem. Przecież wiesz, że nie rozstałam się z Tobą w tłocznej poczekalni dworca morskiego. Myślałam o Tobie wspinając się na pokład i kiedy ląd zmienił się w szarą kreskę i oczy ludzi obeschły, usiadłam na łóżku, żeby napisać do Ciebie list. Wiele tych kartek zapisywanych codziennie nigdy nie dotarło do Twoich rąk. Nie wysyłałam ich. Przetrwały w kieszeniach mojej walizki, powplatane pomiędzy karty książek. Dzisiaj po raz pierwszy zgarniam je wszystkie, porządkuję według dat i przepisują tutaj ten - zawsze przeznaczony dla Ciebie - dziennik okrętowy.
Halina Poświatowska (Story for a Friend)
To jest właśnie doczesny świat - pomyślałem. - Wojna się skończyła i tam, wśród tych świateł, ludzie zatopieni są w złych myślach. Wiele kobiet i mężczyzn spogląda na siebie wśród tych świateł i już wkrótce poczują zapach czynów podobnych do śmierci, których nie uda im się uniknąć. Kiedy pomyślałem, że te niezliczone światła to wyłącznie światła zła, moje serce doznało pocieszenia. Proszę bardzo! Niech zło w moim sercu mnoży się i rośnie, niech jaśnieje, niech zachowa podobieństwo do tych wielkich świateł, które mam przed sobą! Niech ciemność mojego serca spowijającego to zło dorówna ciemności nocy spowijającej te światła!
Yukio Mishima
Czy zbyt nowoczesne byłoby spostrzeżenie, że nie ma w Dekalogu ani słowa na temat ochrony dzieci przed okrucieństwem i przemocą, nic o gwałcie, nic o niewolnictwie i nawet zająknięcia o ludobójstwie? Czy zbyt dużego wysiłku „w kontekście” wymaga dostrzeżenie, że niektóre z tych wymienionych przewin w innych miejscach są wręcz rekomendowane? W wersecie 2. następnego w kolejności rozdziału Bóg mówi do Mojżesza, żeby nauczył swoich popleczników, jakie są właściwe zasady kupna i sprzedaży niewolników (a także jak należy przekłuwać ich uszy za pomocą szydła) oraz jakimi regułami powinni się kierować przy sprzedaży własnych córek.
Anonymous
Musisz wiedzieć również, że to ty i tylko ty jesteś odpowiedzialny za swoje życie. Twoim zajebanym obowiązkiem staje się DBANIE O SIEBIE. Poczucie winy drugiego rodzaju związane jest z poczuciem marnowania czasu i własnych możliwości – czuję, że życie, które prowadzę, nie jest dla mnie satysfakcjonujące. Często się zdarza, że jestem zmęczona bez powodu, bo wiele czasu zajmuje mi karcenie samej siebie za bezproduktywne lenistwo. Najczęściej przeżywam napięcie, niepokój. Nie jest to spowodowane żadną konkretną sytuacją z mojego obecnego życia. Niepokój, że mam coś do zrobienia. Jeśli mam coś w planach, cokolwiek, od razu budzi to we mnie napięcie. Lęk. Strach. Czuję go w ciele, sztywnieję. Nieważne, co to, może to być wycieczka na pocztę, kupno kawy – nie ma w tym żadnej hierarchii. Jedynym sposobem, żeby nie spełniać kolejnych oczekiwań narastających dookoła i nie mieć poczucia, że sobie nie radzę, jest powiedzieć, że jestem chora. I nie ma mnie. Żeby się przed tym schować. Zastanawiam się, które z tych „boję się” to w gruncie rzeczy „wstydzę się”. A przecież życie jest krótkie, life’s a bitch and then you die, więc nie możesz się zastanawiać nad tym, jak się czujesz, bo trzeba zrobić te rzeczy, o których myślisz, że powinieneś je zrobić. Musisz się wziąć w garść, życie jest ciężkie, lol. Stałam się dla siebie skurwiałym, niedobrym, dręczącym rodzicem, chociaż ani mnie nikt o to nie prosił, ani moi rodzice nigdy dla mnie tacy nie byli.
Małgorzata Halber (Najgorszy człowiek na świecie)
Wszystko zdaje się wskazywać na to, że rozwój techniczny w jakiejkolwiek dziedzinie, jego tempo – zależy od sumy wysiłków wkładanych w tę dziedzinę przez ludzi. Innymi słowy: jeżeli bardzo będziemy tego chcieli – loty do innych planet rozegrają się na naszych jeszcze oczach. Oczywiście mówiąc „my", nie mam na myśli tylko siebie i Czytelników. To „my" obejmować musi większą i – głównie – więcej mającą do powiedzenia ilość ludzi... Z faktów tych wynika zarazem, że usunięcie trwającego w naszym świecie antagonizmu otworzyłoby możliwość nagłego skoku rozwojowego ludzkości w przyszłość, pełną tak fantastycznych obietnic i wspaniałych możliwości – jakich ani wyobraźnia artysty nie stworzy, ani umysł uczonego nie potrafi przepowiedzieć.
Stanisław Lem (Wejście na orbitę. Okamgnienie)
- Bo ty jesteś mądry, Trazymachu - powiedziałem. - Więc tyś dobrze wiedział, że gdybyś kogoś zapytał, ile to jest dwanaście, i zaraz przy pytaniu zapowiedział mu z góry: a tylko mi, człowiecze, nie mów, że dwanaście to jest dwa razy sześć, ani że to trzy razy cztery, ani sześć razy dwa, ani cztery razy trzy, bo ja nie będę znosił takich bzdur, jasną, uważam, byłoby dla ciebie rzeczą, że nikt by nie potrafił odpowiedzieć komuś, kto się tak zapyta. A gdyby ci ten ktoś powiedział: Trazymachu, jak tyto myślisz? Żebym ja nie dawał z tych zakazanych odpowiedzi - żadnej? Czy nawet, mężu osobliwy, i wtedy, jeśli jeden z tych wypadków zachodzi naprawdę? Tylko mam w odpowiedzi podać coś innego niż prawdę? Czy jak mówisz? Co byś mu odpowiedział na to?
Platón (The Republic)
Jednakże zdołałem pojąć, jak fałszywym mitem jest haute cuisine, wytworna kuchnia (...) Już sama strata czasu na ich przygotowanie jest nonsensem (...) Panuje również złudny pogląd, że przyrządzenie niezwykle wyszukanej potrawy to zajęcie bardziej 'twórcze' niż gotowanie rzeczy prostych. (...) Pretensjonalna angielska gospodyni nie tylko myli się uważając umiejętność przygotowywania pracochłonnych, wyszukanych potraw za cnotę, lecz także często wykorzystuje ten swój bałamutny kunszt z myślą o tych, którzy w istocie nie znajdują żadnej przyjemności w jedzeniu. Większość moich przyjaciół z teatru była już tak zalana, kiedy podawano pierwsze solidne danie, że nie miała na nie wcale apetytu albo prawie nie zdawała sobie sprawy, co przed nimi postawiono.
Iris Murdoch (The Sea, the Sea)
Będę mówić przyjacielu. Najchętniej milczałabym, ale milczenie nie jest żadnym rozwiązaniem, milczenie nie wyjaśnia nic. A ja usiłuję wciąż na nowo wyjaśnić sobie i tobie, że to, co uczyniłam, nie było zdradą. Nawet wtedy, gdy zapragnęłam umrzeć, nie popełniłam zdrady i nie zawiodłam twojej wiary we mnie. I dlatego, przyjacielu, przeciw twojemu milczeniu będę się bronić słowami. Chcę ci przypomnieć siebie taką, jaką byłam poprzez te wszystkie lata, które mijały nam wspólnie, dni - podczas których nasze myśli płynęły równolegle, świadome swojej bliskości; wystarczało napisać list, wyciągnąć rękę, żeby napotkać twoje słowa, twój przyjazny gest. Chcę przywołać naszą przeszłość, naszą wspólną przeszłość, chcę, żebyś na tych kartkach, które białe jeszcze piętrzą się przede mną, odnalazł drganie mojego żywego serca.
Halina Poświatowska (Story for a Friend)
-Logika matematyczna, czyli czysta logika jest w istocie rozmową pomiędzy prawdami a fałszami. Mógłbym na przykład powiedzieć: "Wszystkie liczby dodatnie są rzeczywiste. Dwa jest liczbą dodatnią. A zatem dwa musi być liczbą rzeczywistą." Lecz to nie jest właściwie prawda, zgodzimy się? Jest to derywacja, przypuszczenie prawdy. Nie udowodniłem przecież, że dwa jest liczbą rzeczywistą, ale logicznie musi być to prawda. Można zatem zapisać dowód potwierdzający że logika tych dwóch zdań jest realna i nieskończenie stosowalna. - Przerwał. -Czyli mówię z sensem? -Video, ergo est- rzekł nagle Laurence. Widzę, a zatem to jest. Jude się uśmiechnął. -I właśnie tym jest matematyka stosowalna. Ale matematyka jest czymś więcej. - Znów się namyślił.- Imaginor, ergo est. Laurence odpowiedział mu uśmiechem i pokiwał głową. -Bardzo dobrze - powiedział.
Hanya Yanagihara (A Little Life)
Biblia być może, a nawet na pewno, daje moralne przyzwolenia na handel ludźmi, czystki etniczne, niewolnictwo, na wykupywanie żony oraz masowe masakry i rzezie, lecz my nie mamy z tym nic wspólnego, ponieważ dopuszczały się tego prymitywne, pozbawione ogłady ssaki z gatunku homo sapiens. Nie trzeba przy tym dodawać, że żadne z tych makabrycznych, obłąkańczych wydarzeń opisanych w Księdze Wyjścia nigdy nie nastąpiło. Izraelscy archeologowie należą do najlepszych w świecie specjalistów w tej dziedzinie, nawet jeśli ich profesjonalizm bywa czasami skażony pragnieniem udowodnienia, że „przymierze” między Bogiem a Mojżeszem jest oparte na faktach. Nie było chyba grupy wykopaliskowej i badawczej, która pracowałaby z większym zapałem i mozołem czy z większymi oczekiwaniami niż Izraelczycy, którzy przeszukiwali, ziarnko po ziarnku, piaski półwyspu Synaj oraz krainy Kanaan.
Anonymous
Za „marne” niby prawo zgromadzania się, już dotąd setki ludzi poginęły od kul; za prawo wolnej prasy, więzienia przepełnione, za wolność stowarzyszeń tyle samo więźniów i męczenników da lud… A przecież na tych zgromadzeniach będą mowy, na które poeci i „piękne duchy” będą kręcili nosami, a w „wolnej prasie” rozsiądzie się kurierkowy blagier lub sprzedajny pismak, a w wielu stowarzyszeniach będą głupcy nudzili się z głupcami!… Czyżby lud się omylił? O nie! i tysiąckroć nie! Lud się nie omylił wołając o prawa człowieka, nie omylił się znosząc pańszczyznę i burząc Bastylię, nie omylił się nawet, wołając o konstytuanty i parlamenty burżuazyjne. To było konieczne i to musiało przyjść. I nie mylił się zrzucając z siebie obce najezdnicze jarzmo, ustanawiając własnych urzędników, biorąc w posiadanie pozór bodaj swojej zwierzchniczej władzy w państwach konstytucyjnych. I nie omyli się również i polski lud, walcząc o polską republikę demokratyczną.
Ignacy Daszyński
Nocą, gdy nikt nie widzi, ćwiczę straszne miny, wytrzeszcz oczu i szczerz zębów, nazbyt dzikie, by znaczyły cokolwiek w mowie człowieczej fizjognomji; straszne miny, a także absolutną martwotę oblicza, bezruch najdrobniejszych mięśni czaszki, którego w świetle dnia i między ludźmi nigdy nie potrafię osiągnąć, nie mam wówczas władzy nad grymasami twarzy. Nocą, gdy śpię, widzę pod powiekami schemat, jak z pożółkłych rycin Zygi, anatomiczny schemat owej zdrady: dziesiątki twardych nici szpagatowych przewleczonych pod skórą policzków, brwi, podbródka, warg; a drugie końce tych nici trzymają otaczający mnie ludzie, w dłoniach, między zębami, zawiązane wokół dewizek zegarków i mankietowych spinek, na obrączkach, na główkach lasek i cybuchach fajek, niektórzy sami mają je wszyte w mięśnie mimiczne, albo i w serca, wprost przez pierś i kość mostka. Potem rycina ożywa — jest dzień — jest ruch — ludzie — ja — Uśmiecham się — uśmiecham się — uśmiecham się.
Jacek Dukaj (Lód)
...nazwa liniowiec tak się miała do naszego okrętu, jak kichnięcie do wystrzału z armaty - używano jej jedynie dlatego, że w oficjalnych dokumentach Royal Navy nie figurował termin "krypa". Ani "pieprzony, pływający zamtuz". Dla większości załogi, którą desperacko próbowałem szkolić, nazwa i tak niewiele znaczyła, byli to bowiem marynarze tworzący rozpuszczoną, zdemoralizowaną bandę ludzi ze statków handlowych, więzień, tawern i przymusowego poboru. Mieliśmy na pokładzie farmerów i hodowców bydła, drobnych złodziejaszków, którzy zamienili odsiadkę na służbę w marynarce, byli też pijacy, ślepcy, ludzie nieznający ani słowa po angielsku, urodzeni panikarze, sodomici, paru klasycznych piromanów i jeden człowiek, który co niedziela próbował popełnić samobójstwo. Prawdziwych marynarzy było na okręcie jak na lekarstwo, a nawet wśród nich syfilis walczył o lepsze z rzeżączką; w tych warunkach dyscyplina stała się pojęciem równie urojonym, jak czysta odzież.
Marcin Mortka (Płonący Union Jack (Karaibska krucjata, #1))
W wielowymiarowych światach multiversum jest faktem powszechnie znanym i uznanym, że duża część na prawdę wielkich odkryć zawdzięcza swe istnienie jednej krótkiej chwili natchnienia. Oczywiście, poprzedza ją ciężka praca, ale tym, co domyka teorię jest widok - powiedzmy - spadającego jabłka, parującego garnka czy wody przelewającej się przez brzeg wanny. Coś zaskakuje w głowie obserwatora i wszystko układa się po kolei. (…) Zjawisko to uważa się za niezwykle cudowne. To nieprawda. Jest tragiczne. Maleńkie cząstki natchnienia wciąż pędzą przez wszechświat, przebijając najgęstszą materię, jak neutrino przebija stóg cukrowej waty. I większość z nich chybia. Co gorsza, że większość z tych, które trafiają w mózgowy cel, trafia w niewłaściwy. (…) Liczne cywilizacje dostrzegały to wstrząsające marnotrawstwo i rozmaitymi sposobami usiłowały mu zapobiec. Większość tych metod polegała na przyjemnych, choć nielegalnych próbach dostrojenia umysłu do odpowiedniej długości fal, z wykorzystaniem egzotycznych ziół albo produktów fermentacji drożdży. To nigdy nie jest skuteczne.
Terry Pratchett (Sourcery (Discworld, #5; Rincewind, #3))
BAKKALAUREUS To młodych misja szczytna! Ten świat boży Nie istniał przecież, pókim go nie stworzył. Jam słońce z morza wywiódł; ze mną wraz Księżyc rozpoczął obrót swoich faz. Dzień na mych drogach stroił się i kwiecił, Ziemia zielenią biegła mi naprzeciw. Na me skinienie, owej nocy pierwszej Przepychem gwiazd zakwitły niebios piersi. A któż to inny wyzwolił was jeśli Nie ja z ciasnoty filisterskiej myśli? Ja zaś wsłuchany w to, co duch mi zwierza, W ślad za wewnętrznym moim światłem zmierzam. Biegnę, a szczęściem pierś się moja wzdyma, Blask mam przed sobą, a mrok za plecyma. Odchodzi. MEFISTOFELES Oryginale! Takiś z siebie rad! Przycichłbyś, wzgląd ten rozpatrzywszy ściśle: Mądrze czy głupio, któż mógłby pomyśleć Coś, o czym przed nim już nie myślał świat? Lecz śmiało możesz nie troszczyć się o to, Za lat niewiele sporo będzie zmian: Choćby się moszcz najabsurdalniej miotał, Jakieś tam wino wycedzim z tych pian. do młodzieży, która nie klaszcze Oklasków nie zda wam się wart Mój głos. — To nic! Dzieciaków tłumie, Zważ: bardzo stary jest już czart, Więc starzej się, by go zrozumieć.
Johann Wolfgang von Goethe
[...] ludzie mają potężną potrzebę, żeby czuć się lepszymi od innych. Nieważne, kim są, muszą mieć kogoś, kto byłby gorszy od nich. Kto jest gorszy, kto lepszy, zależy od wielu przypadkowych cech. Ci, co mają jasne oczy, myślą z wyższością o tych ciemnookich. Ci ciemnoocy zaś patrzą z góry na jasnookich. Ci, co mieszkają pod lasem, czują jakąś wyższość nad tymi, co mieszkają nad stawami, i odwrotnie. Chłopi patrzą z wyższością na Żydów, Żydzi zaś z wyższością na chłopów. Mieszczanie czują się lepsi niż mieszkańcy wsi, a ci ze wsi traktują tych z miasta jak jakichś gorszych. Czy to nie jest spoiwem ludzkiego świata? Czy po to są nam potrzebni inni ludzie, żeby nam dostarczać radości, żeśmy d nich lepsi? O dziwo, nawet ci - wydawałoby się - najgorsi w swoim poniżeniu znajdują przewrotną satysfakcję, że nie ma już gorszych od nich, a więc właśnie w tym są górą. Skąd się to bierze, zastanawia się Aszer. Czy nie dałoby się człowieka naprawić? Gdyby był maszyną, jak teraz niektórzy mówią, wystarczyłoby przesunąć lekko dżwigienkę czy dokręcić małą śrubkę, a ludzie zaczęliby znajdować wielką przyjemność w traktowaniu się jak równi.
Olga Tokarczuk (Księgi Jakubowe)
Za cenę ogromnych wydatków, energii i pomysłowości ludzkiej wybudowano w Waszyngtonie Muzeum Holocaustu. Wcześniej podobne muzeum otwarto w Los Angeles. Nie sposób się oprzeć myśli, ile za te pieniądze można by wysłać transportów do Bośni. A ile do innych miejsc, o których nawet nie wiemy, a w których z dala od telewizyjnych kamer trwa spokojna, nieprzerwana rzeź? Żeby chociaż, jeśli już nie umiemy zatrzymać zagłady, ograniczyć ją trochę. Nieprawda, że tych wydatków nie można ze sobą zestawiać. Nieprawda, że celem budowy muzeów jest utrzymanie pamięci. Gdybyśmy naprawdę pamiętali, to zamiast gromadzić się na inauguracji Muzeum Holocaustu, prezydenci spotkaliby się na naradzie wojennej. Muzeum Holocaustu, gdy ginie Bośnia, możliwe jest właśnie dlatego, że nie pamiętamy. Gdyby chcieć otwierać nowe muzea, nie trzeb czekać półwiecza. Można choćby dziś. Eksponaty - autentyczne artefakty z masowych grobów, zdjęcia ofiar - nietrudno zebrać. Żadne nowe Archiwum Ringelbluma nie będzie potrzebne. Można nawet urządzać seminaria psychologicznez udziałem morderców, by na żywo, o ile słowo to jest właściwe, starać rozwikłać mroczne tajniki banalności zła.
Dawid Warszawski
Nie mogę więc się skarżyć, jednak coś z życia wyciągnąłem, a że inni więcej, no cóż, zresztą kto ich wie, każdy tylko trajluje, przechwala się, że z tą, że z tamtą, a naprawdę bida z nędzą, wraca do domu, siada, buty zdejmuje, do łóżka się kładzie sam z sobą, więc po co tyle gadania, ja przynajmniej, wie pan, jak człowiek tak na sobie się skupi i zacznie sobie małe, nieznaczne przyjemnostki świadczyć, nie tylko zresztą erotyczne, bo na przykład, może się pan jak basza zabawić kuleczkami z chleba, przecieraniem binokli, ze dwa lata to uprawiałem, tu mnie głowę suszą sprawami rodzinnymi, biurowymi, polityką, a ja sobie binokle… otóż, mówię, co to ja chciałem, acha, pan nie ma pojęcia jak się od takich drobnostek ogromnieje, wprost nie do wiary, człowiek się rozrasta, swędzi pana pięta to jakby gdzieś daleko na Wołyniu, na kresach, zresztą ze swędzenia pięty też można mieć trochę satysfakcji, wszystko zależy od podejścia, ujęcia intencji, panie, jeśli odcisk może boleć, to dlaczegożby nie miał i rozkoszy przysporzyć? A wsadzenie języka w zakamarki zębów? Co chciałem powiedzieć? Epikureizm, czyli rozkosznisium, może być dwojakie, bo primum dzik, bawół, lew, secundum pchełka, muszka, ergo w skali wielkiej i w skali małej, ale, jeśli w małej, to potrzebna jest zdolność mikroskopowania, dozyfikowania i właściwego podzielenia, lub rozczłonkowania, bo jedzenie karmelka możesz pan rozłożyć na etapy primum wąchanie secundum lizanie, tertium wsadzanie, quartum zabawki z językiem, ze ślinką, quintum wyplucie na rękę, przypatrzenie się, sextum rozpęknięcie za pomocą zęba, że poprzestanę na tych kilku etapach, ale, jak pan widzi, można już sobie jako tako poradzić i bez dancingów, szampana, kolacyjek, kawioru, dekoltów, frufru, pończoszek, majteczek, biustów, wyprężeń, skotek hi, hi, hi, ojej, co pan, jak pan śmie, hihihi, hahaha, ;hochoch, yych, yych, z karczkiem. Ja przy kolacji sobie siedzę, z rodziną gawędzę, z lokatorami, a przecie i tak trochę paryskiego szantanu sobie po cichu wyskrobię. I niech mnie przyłapią! Tle, he, he, nie przyłapią! Cała rzecz polega na pewnego rodzaju wewnętrznym wymoszczeniu się rozkosznisiowym i przyjemnościowym z wachlarzami, z pióropuszami, w rodzaju Sułtana Selima Wspaniałego. Ważne są wystrzały artylerii. Oraz bicie w dzwony. Wstał, ukłonił się, zaśpiewał: Gdy się nie ma, co się lubi To się lubi, co się ma!
Witold Gombrowicz (Cosmos)
A jednak wrócę tam, przyjacielu, spróbuję przezwyciężyć moją niechęć i opiszę Ci najwierniej, jak potrafię, barwę jesiennych liści Nowej Anglii, barwę moich uczuć. Dwa lata chcę zmieścić na kilku stronach maszynowego papieru. Mój pośpiech skazuje mnie na selekcję, na uogólnienia, nie wiem, czy zawsze dostatecznie usprawiedliwione. Co mam Ci pokazać, co wybrać z tych chwil pełnych stawania się, pełnych różnego urodzaju, chociaż na zewnątrz podobne były do siebie jak białe zimowe dni Massachusetts. W Smith miałam pochwycić za gardło legendarną, dziewięciogłową bestię, stoczyć z nią walkę, przegrać. Ona pozostała tam opasła jak tomiska biblioteczne, drwiąca sobie z moich usiłowań, niewzruszona moją pogardą i rozczarowaniem. Pozostała zwycięska - grube tomy biblioteczne zapełniają szczelnie skrzydła rozrastającego się budynku, zgarniają wolną, zieloną przestrzeń wiatru i trawy pod ciche, równo przycięte grzędy zabalsamowanych słów. Nie od razu Smith stało się dla mnie miejscem udręki. W pierwszych, szczęśliwych dniach to był tylko entuzjazm, tylko podniecenie. Chciałam się uczyć, chciałam przywłaszczyć sobie wszystkie możliwe mądrości tej ziemi, i to w możliwie najkrótszym czasie.
Halina Poświatowska (Story for a Friend)
W systemie obejmującym bogów – istoty, które to wszystko stworzyły – mamy jeszcze więcej powodów, by zintegrować ból z całością. Trzeba wytłumaczyć jego istnienie, natarczywą obecność czegoś, co jest nie do wytłumaczenia. Wytłumaczenie zła – cierpienia, bólu – to jeden z najbardziej fascynujących wątków wielkich podań: jak i dlaczego bohaterowie tych podań dopuszczają się czegoś, co radykalnie przeczy przypisywanej im dobroci. Aby znaleźć tę usprawiedliwiającą rację, wymyślono wiele rzeczy: między innymi zbawczy walor cierpienia – błogosławieni ubodzy, albowiem do nich należy królestwo; nadano cierpieniu funkcję, przypisano mu użyteczność. Bóg zsyła ci cierpienie, żeby cię wypróbować i uczynić lepszym. Cierpienie nie jest czymś niepotrzebnym, stratą. Poprzez cierpienie coś gromadzisz, zbierasz, żeby odebrać to w jakimś niebie. Cierpienie jest błogosławieństwem, pod warunkiem – tylko pod tym warunkiem – że w to niebo wierzysz. Inni poszli jeszcze dalej i, jak Nuerowie, uznali, że ból – zdolność znoszenia bólu – jest przywilejem, miarą dzielności mężczyzny. Że ten, kto więcej i w godniejszy sposób cierpi, jest więcej wart – teraz, a nie gdzie indziej i kiedy indziej, w jakiejś niepewnej zawsze przyszłości.
Martín Caparrós (El hambre)
MEFISTOFELES A i babusie te cacane Jakoś mi dziwnie podejrzane, I za buziaków tych różami Moc metamorfoz kryć się zda mi. LAMIE Więc spróbuj! Dość nas w tej czeredzie. Już chwyć! a gdy ci się powiedzie, Na dobry los swe szczęście staw. Na cóż tych jurnych gadań zwrotki? Toż nędznyś tylko jest zalotnik. Chodzisz i pysznisz się jak paw! — Wszedł w nasze koło. Ściszcie wrzaski. Z wolna zrzucajcie teraz maski, Niech naga wyjdzie treść na jaw. MEFISTOFELES Najgładszą snadź-em już wyniuchał, obejmując ją Oj, biada! Toż to miotła sucha! chwytając drugą A ta? pfe! z uzębieniem psiem! LAMIE Czyś wart jest lepszej ? Wątpić śmiem. MEFISTOFELES Tę małą z gustem bym potrykał... Masz! Z rąk jaszczurką się wymyka! A kosy jej jak węże dwa. Więc do tej drugiej weź się, płowej. Oj, tyrsos trzymam, co miast głowy Na końcu pinii jabłko ma! Więc cóż? Tej tłustej niech się czepię: Może się jakoś przy niej skrzepię. Ostatnią robię z prób: A nuż! Pulchniutka z tyłu, jak i z przodu, Takie to cenią ludzie Wschodu. Ach! Pękł purchawki brzuch — i już. LAMIE Czas się rozpierzchnąć! Lećmy, jedźmy I błyskawicznie syna wiedźmy Okrążmy. Po cóż wdarł się tu? Niepewnych, wstrętnych lotów ściskiem, Jak nietoperza skrzydłem śliskiem! I tak na sucho ujdzie mu. MEFISTOFELES otrząsając się Zda się, żem nadto nie zmądrzał tej nocy. Jest absurdalnie tu, jak na Północy. Tu jak tam dziwny strachów ród, Poeci wstrętni, jak i lud. Tu bal maskowy nam jest dan, Jak wszędzie zresztą zmysłów tan, Ku masek jam się rwał urodzie, A stworym chwytał, aż mnie otrząsało, Już bym i chętnie dał się zwodzić. Gdyby choć dłużej trwać to chciało. błądząc pośród głazów
Johann Wolfgang von Goethe
Ja, smutek, jestem z tobą. Ja jestem twój smutek, ponieważ smutki innych ludzi wstydzą się ciebie, kryją się, nie chcą się ośmieszyć. Dzielą z tobą łoże, chleb i sól, a ty beze mnie nigdy nie poznałbyś ich smaku. Zasypiasz, kiedy cię kołyszą, śpisz mną przykryty i budzisz się, kiedy przypomnisz sobie o mnie. Ubieram cię i żywię, bo przeze mnie, tylko przeze mnie jesteś zawzięty i uległy, jesteś wariatem i mędrcem, jesteś tym, w czym inni widzą twoją wartość i marność, tym, co ich smutki w tobie cenią i czego nie cenią. Ja, smutek, prowadzę cię ku wszystkim zabawom, w to, w czym chciałeś albo nie chciałeś być i czym jesteś, chociaż nie chcesz o tym wiedzieć. I ja jestem winny temu, jakie kłamstwa mówisz innym i do czego przyznajesz się przed samym sobą, jestem winny i temu, że nie czujesz się winny. Prowadzę cię, byś szukał i nie znalazł, prowadzę cię, żebyś stał się tym, co poszukuje. Umiem udawać, umiem schować się w kącie i zmaleć, umiem być wielki i cię zagarnąć. Jestem wszystkimi twoimi miłościami, nigdy twoją nienawiścią, dlatego nie żywisz jej tam, gdzie powinieneś. Ale skoro mnie poznałeś, to już zawsze w wodach stojących i tych, co płyną wartko, będziesz widział moje postrzępione odbicie. A jeśli zechcesz mieć duszę, będziesz ją mieć, bo ja, smutek, jestem całą twoją duszą, twoim współczuciem i nieczułością, uczynkami dobrymi i złymi oraz świadomością tego, czym są. Ty i ja nazywamy to życiem. Przywykliśmy. Nie jesteśmy niczym innym niż sobą nawzajem i to właśnie nazywamy życiem. Jeżeli znasz mnie wystarczająco dobrze, to wiesz, że prowadzę cię ku śmierci jak baranka potulnego i pozbawionego wełny - do owczarni, gdzie już mnie przy tobie nie będzie, bo ja, smutek, nie mam nikogo poza tobą (…)
Karel Michal
Nie potrafię zrozumieć, czemu marnujemy czas dyskutując o religii. O ile jesteśmy uczciwi, a naukowcy powinni być tacy, musimy przyznać, że religia jest zbieraniną fałszywych stwierdzeń, bez żadnych podstaw w rzeczywistości. Sama idea Boga, to wytwór ludzkiej wyobraźni. To zupełnie zrozumiałe, dlaczego pierwotni ludzie, którzy o wiele bardziej byli narażeni na łaskę i niełaskę sił przyrody, niż my dzisiaj, personifikowali te siły w strachu i z drżeniem. Ale dziś, gdy już zrozumieliśmy tak wiele naturalnych procesów w przyrodzie, nie mamy takiej potrzeby. Nie mogę dostrzec, za żadne skarby świata, jak Wszechmogący Bóg pomaga nam w jakikolwiek sposób. To, co widzę – że to założenie prowadzi do tak bezproduktywnych pytań – dlaczego Bóg pozwala na tak wiele nieszczęść i niesprawiedliwości, wyzysku biednych przez bogatych i wszystkich innych okropności. Mógł temu zapobiec. Jeśli religia jest ciągle nauczana, to bynajmniej nie z powodu, iżby jej idee wciąż nas przekonywały. Lecz po prostu dlatego, że niektórzy z nas chcą zapewnić spokój klas niższych. Spokojnymi ludźmi jest o wiele łatwiej rządzić niż krzykliwymi i niezadowolonymi. Jest też znacznie łatwiej ich eksploatować. Religia to rodzaj opium dla ludu, które pozwala uśpić ludzi w pobożnych marzeniach i skłonić aby zapomnieli o krzywdach, jakie są im wyrządzane. Stąd wynika sojusz owych dwu wielkich potęg politycznych, państwa i Kościoła. Państwo i Kościół potrzebują iluzji, że dobry Bóg nagrodzi ludzi w niebie, nie na ziemi – tych wszystkich którzy godzą się na niesprawiedliwości, którzy wypełniają swoje obowiązki cicho i bez narzekania. Dlatego właśnie uczciwe stwierdzenie, że Bóg jest tylko wytworem ludzkiej wyobraźni, nazywane jest przez Kościół najgorszym ze wszystkich grzechów śmiertelnych.
Paul A.M. Dirac
Kosmos jest prawie pusty. Nie ma właściwie żadnych szans, by któraś z sond Voyager kiedykolwiek napotkała inny układ słoneczny - nawet gdyby każda z gwiazd na niebie miała planety. Zarówno instrukcje na pojemnikach płyt napisane w czymś, co uznaliśmy za powszechnie zrozumiałe naukowe piktogramy, jak i same płyty mogą zostać odczytane jedynie wtedy, gdy kiedyś ktoś w odległej przyszłości, przedstawiciele obcej cywilizacji natkną się na Voyagera w głębinach przestrzeni międzygwiezdnej. Ponieważ obie sondy będą krążyć wokół środka Drogi Mlecznej w zasadzie wiecznie, pozostaje mnóstwo czasu na odkrycie tych płyt - jeśli tylko jest ktoś, kto mógłby je znaleźć. (...) Jeśli istoty rozumne będą bardziej zaawansowane w rozwoju naukowym i technicznym od nas - gdyby tak nie było, nie odnalazłyby małej, niemej sondy w międzygalaktycznych przestworzach - to może bez trudu odczytają zapis na płytach. Może zrozumieją nietrwały charakter naszego społeczeństwa, ów rozziew między możliwościami naszej techniki a naszą mądrością. Może będą się zastanawiać, czy od czasu wystrzelenia Voyagera zdążyliśmy unicestwić siebie, czy też wznieśliśmy się na wyższy etap rozwoju? Może też zdarzyć się tak, że płyty te nie zostaną nigdy przez nikogo odczytane. Może w ciągu pięciu miliardów lat nikt się na nie nie natknie. Pięć miliardów lat to bardzo długi okres. W ciągu pięciu miliardów lat ludzkość bądź wyginie, bądź przekształci się w inne istoty; nie przetrwają żadne z naszych sztucznych wytworów na ziemi, kontynenty ulegną zniszczeniu lub zmienią się nie do poznania, a Słońce, postępując w swej ewolucji, spali Ziemię na popiół lub przemieni w obłok atomów. Z dala od domu, nietknięte przez te odległe katastrofy, Voyagery będą kontynuowały swą podróż, niosąc wspomnienie nieistniejącego już świata.
Carl Sagan (Blekitna kropka)
Chyba prawie każdy z nas czuwał kiedyś przed wschodem słońca, już to po jednej z owych bezsennych nocy, przyprawiającej nas niemal o zakochanie się w śmierci, już to po jednej z owych nocy lęku i szpetnych uciech, gdy przez komórki mózgu przeciągają majaki, potworniejsze jeszcze od rzeczywistości, a ożywione tym intensywnym życiem utajonym we wszelkiej groteskowości, które nadaje również gotykowi trwałą siłę życiową, gdyż sztuka ta wydaje się przede wszystkim sztuką tych, których dusze zasępia choroba marzenia. Z wolna białe palce wsuwają się przez firanki i zdają się drżeć. Niby czarne, fantastyczne postacie - nieme cienie pełzają po kątach pokoju i tam się układają. Na dworze słychać szelest ptaków w listowiu lub kroki ludzi idących do roboty albo jęki i westchnienia wiatru, który zlatuje ze wzgórza i okrąża cichy dom, jakby się bał zbudzić śpiącego, a jednak musiał odwołać sen z jego fioletowej jaskini. Zasłona po zasłonie z cienkiej przejrzystej gazy z wolna się podnosi, rzeczy odzyskują kształty i barwy i widzimy, jak nadchodzący dzień oddaje światu dawne jego oblicze. Blade zwierciadła znów otrzymują swe życie odtwórcze. Wygasłe świece stoją, gdzie je pozostawiliśmy, a obok nich leży na wpół rozcięta książka, którą czytaliśmy, lub drutem opleciony kwiat, który nosiliśmy na balu, albo list, który obawialiśmy się przeczytać lub czytaliśmy zbyt często. Wszystko wydaje się nie zmienione. Ze złudnych cieni nocy wyłania się prawdziwe, znane nam życie. Musimy je podjąć, gdzie zostało przerwane, i ogarnia nas uczucie straszne - uczucie konieczności zmuszającej do ciągłego zużywania sił w nużącym kole codziennych wydarzeń lub też porywa nas dzika tęsknota, by pewnego poranka oczy nasze otworzyły się na świat, co w mroku na nowo został stworzony ku naszej radości, na świat, w którym rzeczy mają barwy i kształty nowe albo zmienione lub też kryją w sobie nowe tajemnice; na świat, w którym przeszłość nie zajmowałaby wcale miejsce albo bardzo mało, a w każdym razie nie w świadomej formie powinności czy skruchy, bo nawet wspomnienie radości posiada swą gorycz jak wspomnienie rozkoszy - swój ból.
Oscar Wilde
Oto masz, drogi Maksie, dwie książki i kamyk. Zawsze starałem się znaleźć na Twoje urodziny coś, co wskutek swej obojętności nie zmieniałoby się, nie gubiło, nie psuło i nie mogło być zapomniane. A dumając potem miesiącami, znów nie widziałem innego ratunku, niż wysłać Ci książkę. Z książkami jest jednak utrapienie, z jednej strony są obojętne, a potem znów z drugiej o tyle bardziej interesujące, potem zaś pociągnęło mnie do tych obojętnych tylko przekonanie, które bynajmniej nic we mnie nie rozstrzygnęło, w końcu zaś, ciągle jeszcze z odmiennym przekonaniem, trzymałem w ręku książkę, która paliła tak tylko z ciekawości. Kiedyś nawet z rozmysłem zapomniałem o Twoich urodzinach, co było wszak lepsze niż posłanie książki, ale dobre nie było. Dlatego wysyłam Ci teraz ten kamyczek i będę Ci go wysyłał póki naszego życia. Będziesz go trzymać w kieszeni, ochroni Cię, wsadzisz do szuflady, również nie będzie bezczynny, ale jeśli go wyrzucisz, będzie najlepiej. Bo wiesz, Maksie, moja miłość do Ciebie jest większa niż ja sam i bardziej ja w niej mieszkam niż ona we mnie, i ma też kiepską podporę w mojej niepewnej istocie, tym sposobem jednak dostanie w kamyczku skalne mieszkanie i niechby to było tylko w szczelinie bruku na Schalengasse. Od dawna już ratowała mnie ona częściej niż sądzisz, a właśnie teraz, gdy wiem o sobie mniej niż kiedykolwiek i odczuwam siebie z pełną świadomością jedynie w półśnie, tylko tak nadzwyczaj lekko, tylko teraz jeszcze - krążę tak niczym z czarnymi wnętrznościami - dobrze zatem zrobi ciśnięcie w świat takiego kamyka i oddzielenie w ten sposób pewnego od niepewnego. Czym są wobec tego książki! Książka zaczyna Cię nudzić i już nie przestanie albo porwie ją twoje dziecko, albo, jak ta książka Walsera, rozlatuje się już, kiedy ją dostajesz. Przy kamyku przeciwnie, nic nie może Cię znudzić, taki kamyk nie może też ulec zniszczeniu, a jeśli już, to dopiero po długim czasie, także zapomnieć go nie można, ponieważ nie masz obowiązku o nim pamiętać, w końcu nie możesz go też nigdy ostatecznie zgubić, gdyż na pierwszej lepszej żwirowej drodze znajdziesz go z powrotem, bo jest to właśnie pierwszy lepszy kamyk. A jeszcze nie mógłbym mu zaszkodzić większą pochwałą, szkody z pochwał powstają bowiem tylko wtedy, gdy pochwała chwaloną rzecz rozgniata, niszczy lub zapodziewa. Ale kamyczek? Krótko mówiąc, wyszukałem Ci najpiękniejszy prezent urodzinowy i przekazuję Ci go z pocałunkiem, który ma wyrażać niezdarne podziękowanie za to, ze jesteś.
Franz Kafka
Niezależny organ" / Mężczyźni bez kobiet (...)W każdym razie (Tokai) prowadził to życie szczęściarza od mniej więcej trzydziestu lat. To kawał czasu. I oto pewnego dnia niespodziewanie głęboko się zakochał. Zupełnie jakby chytry lis wpadł w pułapkę. Kobieta, w której się zakochał, była od niego szesnaście lat młodsza i zamężna. Jej mąż, o dwa lata starszy, pracował w zagranicznej firmie IT. Miała jedno dziecko – pięcioletnią córeczkę. Tokai spotykał się z nią od półtora roku. – Czy pan obiecał sobie kiedyś, panie Tanimura, że nikogo nie pokocha zbyt mocno, i starał się pan tego dotrzymać? – zapytał mnie kiedyś. Było to zdaje się na początku lata. Znałem go wtedy od ponad roku. Odpowiedziałem, że nigdy mi się to nie zdarzyło. – Mnie też się wcześniej nie zdarzyło, ale teraz właśnie przez coś takiego przechodzę – powiedział Tokai. – Stara się pan kogoś za bardzo nie pokochać? – Właśnie. Akurat w tej chwili się staram. – Dlaczego? – Z bardzo prostej przyczyny. Bo jeśli się kogoś za bardzo pokocha, człowiek staje się nieszczęśliwy. Strasznie cierpi. Moje serce może tego nie znieść, więc jak mogę, staram się jej nie pokochać. Zdawało się, że mówi poważnie. Na jego twarzy nie było zwykłego żartobliwego wyrazu. – Jak konkretnie się pan stara? – zapytałem. – O to, żeby jej za bardzo nie pokochać. – Na różne sposoby. Próbuję rozmaitych rzeczy. Ale zasadniczo staram się myśleć głównie o negatywnych aspektach. Znajduję w niej wady, to znaczy niezbyt dobre cechy, i wyliczam je sobie. I powtarzam je w myślach w nieskończoność jak mantrę, przykazuję sobie: nie zakochuj się niepotrzebnie w takiej kobiecie. – I dobrze to panu wychodzi? – Nie, w ogóle mi nie wychodzi – powiedział, potrząsając głową. – Po pierwsze, nie bardzo umiem wymyślać negatywne rzeczy na jej temat. Po drugie, nawet te negatywne rzeczy mnie w niej pociągają. A poza tym nie bardzo potrafię odróżnić, co jest mojemu sercu potrzebne, a co niepotrzebne. Nie całkiem dostrzegam linię tych podziałów. Pierwszy raz w życiu czuję się taki zagubiony, niezdecydowany. (...) Doktor Tokai powiedział: – Byłem związany z wieloma kobietami ładniejszymi od niej, miały piękniejsze ciała i lepszy gust, były bardziej błyskotliwe, ale co z tego, takie porównania nie mają żadnego sensu. Ponieważ ona jest dla mnie kimś szczególnym. Można by ją nazwać istotą całkowitą. Wszystkie jej cechy są ciasno scalone i umieszczone na jednej osi. Nie można wybrać pewnej cechy, żeby mierzyć i analizować, czy jest lepsza albo gorsza od innych. I właśnie ta jej oś strasznie mnie pociąga. Jest jak bardzo silny magnes. To się nie mieści w kategoriach logicznych.
Haruki Murakami (Independent Organ)