“
Dlaczego nie wyrzygałem nigdy słodko-kwaśnych gołębi z wietnamskiej budki na bazarze, uduszonych własnym gównem, którego już nie były w stanie zjeść, tyle go wysrały; czemu nie wyciekła ze mnie sucha pizza ze spalonym w mikrofalówce zepsutym serem, polana przeterminowanym keczupem ze spryskanych napalmem pomidorów; czemu nie wymiotowałem kanapkami ze zjełczałą margaryną przykrytą puszczającą tłuste soki kiełbasą z brudnych świń zabitych nielegalnie tępymi siekierami w podziemnych ubojniach; dlaczego nie rzygałem kebabami z gorzką kapustą, tak tanimi i ohydnymi, że musiały być ze zdechłych na raka i syfilis baranów i ze zgniłych warzyw, ukradzionych z cudzej piwnicy, owiniętymi w pity upieczone z mąki zgarniętej butami z ziemi po akcji rolników wysypujących ziarno na tory i plujących na nie śliną zarażoną gruźlicą; dlaczego nigdy nie wyrzygałem zapiekanki na czerstwej bułce z brudnymi pieczarkami i sparciałą cebulą i parówek zrobionych ze zmielonego zużytego papieru toaletowego i zagluconych chustek do nosa, frytek ze zgniłych kartofli polanych przeterminowanym majonezem z surowych jajek kur chorych na ptasią grypę; kaszanki z krwi zebranej do wiadra, w którym wcześniej trzymano wodę z proszkiem do mycia kibla, mielonego z kości mięsa wciśniętego w kiszkę, do której spuszczali się po kolei wszyscy robotnicy nocnej zmiany; czemu nie wyrzygałem szynki z indyka, którego wyruchano w dupę za pomocą rury z konserwantem, żeby przedłużyć termin przydatności do spożycia, zanim się go zabije; czemu, czemu, czemu nie rzygałem hamburgerem z mielonego mózgu szalonej z rozpaczy i lęku krowy, do którego dodano zmiażdżone kopyta i posiekane wymiona; nie chlustałem flakami wołowymi, zebranymi z ziemi, w której leżały utytłane z wijącymi się robakami; dlaczego nie rzygałem trującymi ciastkami, na których pieprzyły się stada much, z żółtym kremem ukręconym z samych symboli chemicznych, które wyglądały jak zadanie z matematyki w telewizyjnym programie edukacyjnym. Wyrzygałem za to najlepszą zupę świata, wywaliłem na podłogę wszystkie matczyne wyrzeczenia, jej nieprzespane noce, słabe nadzieje co do mojej przyszłości. Naplułem na jej spracowane ręce, wyrzygałem się prosto w jej smutne, podkrążone oczy, w rowki zmarszczek. Jeśli można kogoś symbolicznie zabić wymiocinami, to ja to zrobiłem. Zabiłem też coś w sobie, resztki bezwstydu, zrozumiawszy, że nigdy nie stanę już przed nią wyprostowany, z podniesioną głową i nie spojrzę jej hardo w oczy, bo zawsze będą się w nich odbijały plamy moich wymiocin.
”
”