“
Z perspektywy lat ten jesienny napowietrzny spacer wydaje mi się ideałem skalnego wspinania. Odnoszę wrażenie, że płynąłem wtedy ponad granią, że nie zjeżdżałem na linie z uskoku na ostre wcięcie przełęczy, ale po prostu schodziłem, lekko tylko muskając skałę, i woda była srebrzysta w Hińczowym Stawie, i Morskie Oko nigdy potem nie było takie błękitne, i nigdy już nie miałem tej niezachwianej pewności, że całe góry należą do mnie, i nie ma takiej ściany, której bym nie przeszedł. Tylko że ta pewność nie trwała zbyt długo, nie przetrzymała próby jednego dnia, bo umykała ze mnie razem z chowającym się za Osobitą słońcem, na jej miejsce natomiast wciskał się niepokój. Niebo zaciągnęły chmury wlokące się nisko, zawadzające brzuchami o szczyty. Ziąb. Deszcz. Potem grad. Wreszcie śnieg. Wielkie płatki opadały spokojnie. Po półgodzinie było znów jasno – od śniegu. Schodziliśmy słynną, tylekroć opisywaną, a nawet rysowaną Galeryjką, stosując pełną asekurację – lina, haki, okrzyki najbardziej serio: – Uwaga, idę! Ściągaj! Ostrożnie! Śniegu przybywało. Nigdy nie sądziłem, że śnieg może mieć tak niską temperaturę. Nieprzyzwyczajony jeszcze do chłodu organizm bronił się drgawkami. Godziny upływały szybko. Już noc. Późno, bardzo późno albo wyjątkowo wcześnie – jak kto woli – byliśmy nad brzegiem Czarnego Stawu. Tu było ciepło. Tu była woda. To, co przeżyliśmy w nocy, wydawało się snem. Rozłożeni na kamieniach łapaliśmy promienie wyłażącego zza Niżnich Rysów słońca. Mięguszowieckie świeciły oślepiająco. Wiedziałem już, że taternictwo to nie jest zabawa i wiedziałem, że góry mogą być silniejsze od człowieka. Gdy mamy sprzęt wspinaczkowy i dostatecznie dużo cierpliwości – by uważać, patrzeć pod nogi, nie dać się ponieść nerwom, wytrzymać ze stoickim spokojem obsesyjnie powracającą myśl o herbacie i rozświetlonym schronisku – nasze szanse wygrania z górami wzrastają niepomiernie. Gorzej, gdy trzeba przeciwstawić gołe ręce ośnieżonej skale. Źle powiedziałem! Przepraszam was, góry, za to „wygranie z górami”. Dziś, po półwieczu moich górskich doświadczeń, wiem, że gra toczy się we mnie, w nas – uzależnionych od gór.
”
”
Michał Jagiełło (Wołanie w górach. Wypadki i akcje ratunkowe w Tatrach)